
Pochodzenie: Wschodnia część Nepalu, 1,500-1,800 m. n. p.m
Zbiór: Czerwiec 2012
Sprzedawca: Centrum Kawy i Herbaty
Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na herbaty z Nepalu, plantacje położone niedaleko Himalajów dają herbaty o smaku i charakterze herbat Darjeeling z drugich zbiorów.
Zanim jednak podzielę się z wami moimi wrażeniami degustacyjnymi chciałabym, przybliżyć odrobinę sam region herbaciany jakim jest Nepal.
Początkowo, bardzo ciężko było uprawiać tam herbatę, dopiero w momencie utworzenia się prywatnych ogrodów, coś w tym temacie ruszyło szerzej. Nastąpiło to między 1960 a 1980, w tym czasie nastąpił bardzo dynamiczny wzrost upraw.*
Żeby jeszcze bardziej zrozumieć trudność związaną z uprawą herbaty w Nepalu, trzeba wyobrazić sobie fakt, że jest ona uprawiana w regionie najwyższych szczytów świata.
Czas zbiorów w Nepalu jest podobny jak w rejonie Dajreeling:
- First Flush (marzec-kwiecień)
- Second Flush (maj-czerwiec)
- Monson Flush (lipiec-sierpień)
- Autumn Flush (październik-listopad).
Herbata którą dziś degustowałam to Maharajah Hill, z ogrodu założonego w roku 2009. Czyli bardzo świeżego, do tego herbata jest z roku 2012. Jest to Second Flush, co mi bardzo pasuje, bo bardzo lubię herbaty z tego zbioru.
Dopiero niedawno nauczyłam się parzyć herbaty czarne z rejonu Darjeeling oraz Nepalu. Wcześniej po prostu dawałam ich za dużo.
Trzeba wyjątkowo zastosować się do zaleceń producenta i na prawdę użyć dosłownie 1g/100ml.
Ja użyłam czajniczka od Andrzeja który ma 150 ml, więc użyłam jej dokładnie 1,5 grama.
Ta ilość wydaje się taka malutka przy przyzwyczajeniach z gong fu, ze człowiek ma wrażenie, że nic się nie zaparzy.
Jednak, parzy się i to przepięknie. Co więcej, herbatę teoretycznie jedno-naparową zaparzyć można spokojnie trzykrotnie.
Woda oczywiście wrzątek, i pierwsze parzenie dosłownie 30'sec.
Napar jaki otrzymujemy jest obłędny, na prawdę. (Kiedyś nie umiałam zrozumieć zachwytu związanego z czarnymi herbatami. teraz kiedy już je zrozumiałam, nauczyłam się dobierać te odpowiednie dla mnie parametry ich smak nie przestaje mnie zachwycać.)
Jest słodki, lekki a zarazem wyrazisty. Długo pozostająca na języku karmelowa nuta, daje poczucie pełności w ustach.
Napar jest koloru bursztynowego, a aromat bardzo miodowy.
Drugie parzenie trwa już 1 minutę a trzecie 1'30. Takie stopniowe wydłużanie czasu pozostawia smak herbaty na tym samym poziomie. W zasadzie, wydaje mi się, że w herbatach czarnych tego typu nie ma już się co rozwinąć.
Dla mnie największym fenomenem herbaty Nepal Maharajah hill, jest jej cena. 28zł/100g to kwota na prawdę dla każdego. Dzięki czemu możemy spokojnie potraktować ją jako herbatę codzienną, dającą fajne doznania smakowe.
Do tej pory nie próbowałam wielu herbat z Nepalu, będę to teraz uskuteczniać i dzielić się wrażeniami z wami. W najbliższych planach mam herbaty z ogrodu Ilam, tak naprawdę pierwszego i najważniejszego ogrodu herbacianego Nepalu.
*źródło AW. Filiżanka Smaków nr3(7) Wrocław 2009 str2.
Długo czekaliśmy na nowy post ;) Ten klasyczny czajniczek jest zachwycający.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, od kiedy tu zaglądam, rzadko prezentowałaś herbaty czarne.
Teraz pojawi się ich trochę więcej :)
UsuńCiekawe wrażenia:)
OdpowiedzUsuńCzekam na Twoją reclację z parzenia herbat z Ilam. Piłam, próbowałam. Chętnie przeczytam o nich coś więcej:)
Herbatę już mam, także niebawem pewnie coś napiszę :)
UsuńTa czarka jest przecudowna!
OdpowiedzUsuńo tak, te wszystkie nierówności, struktura, to wszystko tworzy niesamowitą całość. Mam nadzieje, że Andrzej zachwyci nas jeszcze tego typu projektami :)
Usuń