Wang Wei
W blednącym świetle mizerną ścieżyną
Krowy i owce wracają z daleka,
O kij oparty przy drewnianej furtce
Staruszek, patrząc za pastuchem, czeka.
Krzyk kuropatwy wśród młodego zboża,
Na liściach morwy jedwabników mało;
Chłopi, z motyką na ramieniu, stoją:
Ach, jakże by się pogawędzić chciało.
Z zazdrością patrzą na pole, na las;
I z żalem nucą: „nam już wracać czas”.
Gdzieś tam w głębi Chin, w okolicy wsi Bing Dao, Mengku, w prefekturze Lincang, jest wytwarzany ten mały 100g placek. Niewielka ilość - zaledwie 200 sztuk, trafia do składowania w Huang Shan. Po dwóch latach kilka sztuk kupuje Wojciech, zabiera ze sobą na święto herbaty w Cieszynie. Tam herbata przyciąga mój wzrok, jej zapach, piękne liście i zaledwie pierwsze oznaki starzenia sprawiają, że postanawiam ją nabyć.
W domu, w otoczeniu letniego deszczu, przyglądam się jej dokładniej. Wiem, że jest jeszcze świeża i młoda, ciekawość jest jednak silniejsza, odłamuje kilka gramów i postanawiam poznać ją jeszcze lepiej, przez smak.
Zaparzam wodę i pozwalam jej ostygnąć, lubię parzyć sheng pu erh chłodniejszą wodą, gdzieś tak w okolicy 70 st C.
Pierwszy kontakt wody z czajnikiem, który musi być gotowy na umieszczenie herbaty w środku. Jak zawsze dbam o ten jakże drobny szczegół, aby nie umieścić herbaty w suchym czajniku.
Pierwsze parzenie, pierwszy łyk, pierwsze spostrzeżenia. Herbata jest delikatna, o lekkim smaku. Gdzieś w tle wyczuwam owocowy posmak, lecz nie taki jaki znajdzie się w oolongach. Ten jest delikatny, bardziej przypomina suszone owoce, brak tej świeżości nadaje tej herbacie niebywały charakter i pazur.
Drugie parzenie, odrobinę dłuższe. Smak jest głębszy, ale dalej nieuchwytny. Ciężki do zinterpretowania, jednak ciekawy.
Trzecie parzenie, to już w zasadzie pożegnanie, bo wiem, że więcej już nie osiągnę. Ciesze się tym co mi ta herbata oferuje teraz, bo wiem, że ma ogromny potencjał.
Planuje dobrze ją przechowywać, w wilgotniejszych warunkach, tak aby trochę szybciej móc poznać jej kolejne oblicza.
Podczas pobytu w Cieszynie, przy herbacie rozmawiając z Wojtkiem postanowiłam, że czajnik który kupiłam od Petra Novaka, zadedykuje jednak herbatom typu sheng pu ehr. Jest on nieszkliwiony w środku, więc będzie dojrzewał razem z herbatami.
Przy okazji miałam okazje poznać zapach takiego wyhodowanego już czajnika, jest obłędny, słodki i owocowy.
To dobra zmiana.
Szkoda, że nie można tego poczuć przez monitor, może kiedyś? :) Na ten czajniczek nie mogę się napatrzeć, cudo!
OdpowiedzUsuńDzięki Danusiu, jeśli chodzi o czajniczek, to ja mam tak samo. Dla tego tak często jest w użyciu. Zdecydowanie mój ulubiony.
UsuńPozdrawiam.
Fuj ;p
OdpowiedzUsuńNo dobra zeby nie bylo ze tylko narzekam. Prezentacja jak zwykle na niesamowicie wysokim poziomie ;)
Usuńoj Maćku, Maćku :) Wiesz, że ja wiem co to Twoje fuj oznacza :) Musisz przecierpieć, bo pewnie teraz trochę te pu erh'y pomęczę. Może w między czasie jakiś oolong się przewinie, tego nie wiem.
UsuńNo i dziękuje za miłe słowa, miałam dobry dzień na zdjęcia i resztę :)