czwartek, 4 września 2014

Kenia bai mu dan. Herbaciani naśladowcy.


źródło zdjęcia: http://www.teaboard.or.ke/
Kenijskie herbaty, czy są nam znane? Polska palarnia kaw Astra, ma w swoim asortymencie kenijską herbatę granulowaną. Bardzo znany dyskont Biedronka oferował podczas herbacianych tygodni, czarną herbatę z Kenii pakowaną w piramidki. Lipton oferował bodajże nawet wersje liściastą
Za to lokalnych sklepach z herbatą można bez problemu kupić liściastą czarną herbatę z Kenii, i jak się okazuje nie tylko czarną, ale do tego wrócimy. Tak więc czy herbaty z Kenii są nam znane? Tak na poważnie. Ile jesteśmy w stanie powiedzieć o herbacie z tego kraju? Poza tym, że zazwyczaj kojarzy nam się z mocną śniadaniową herbatą (bynajmniej tak przez długi czas było w moim wypadku.)


W końcu postanowiłam porządnie zgłębić temat herbat z tego kraju. Produkcję na dobre rozpoczęto w 1933 roku. i jak się okazuje, w Kenii podchodzą do tego tematu bardzo poważnie. Wbrew naszym bardzo ogólnym wyobrażeniom dotyczącym Afryki jako miejsca suchego i nieprzyjaznego herbacie, w niektórych miejscach panują bardzo optymalne warunki do uprawy krzewów herbacianych. Jak możemy wyczytać na stronie Tea Board of Kenya  regiony uprawy herbaty w Kenii mają wręcz idealny klimat do produkcji herbaty. Tropikalne, wulkaniczne czerwone gleby; dobrze rozłożone opady które wahają się od 1200 mm do 1400 mm rocznie, występują na zmianę z długimi słonecznymi dniami. Produkcja trwa cały rok z dwoma głównymi szczytowymi sezonami herbacianymi - do marca do czerwca oraz od października do grudnia (pokrywają się z porami deszczowymi). 

Do tego, Tea Research Foundation of Kenya (TRFK) cały czas prowadzi badania które koncentrują się na rozwoju ulepszonych klonów krzewów herbacianych. Stosuje się odpowiednie technologie które poprawiają wydajność uprawy herbaty. Odbywa się to przez rozwój odpowiednich praktyk w zakresie produkcji herbaty -  w tym hodowle roślin, selekcję klonów, badania fizjologiczne oraz kontrole występujących szkodników i chorób. 

źródło zdjęcia: http://www.teaboard.or.ke/

źródło zdjęcia: http://www.teaboard.or.ke/


Wracając do początku tego wpisu, w małym lokalnym sklepie z herbatą udało mi się wypatrzyć białą herbatę pochodzącą z Kenii, o bardzo zastanawiającej nazwie "Kenia bai mu dan". Nazwa jest dla mnie o tyle zdziwieniem, ze drugi, trzeci i czwarty jej człon to słowa chińskie.  Bai oznacza biały, mudan - piwonia. W przypadku białej herbaty chińskiej nie pozostawia wątpliwości, ale skąd taka nazwa w białej kenijskiej herbacie?
Jak można sądzić odpowiedź znajdzie się w naparze herbacianym.



Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to bardzo połamane liście, myślę, że jest to wina transportu i niezbyt udolnego pochodzenia się z nią hurtowników i dystrybutorów. Liście herbaty białej, są bardzo kruche, ma to ścisły związek z jej produkcją. Nie wydaje mi się, aby taki produkt wychodził w fabryki, jest to odważne stwierdzenie na które mam jednak poparcie w degustacji herbacianej którą odbyłam.
Po umieszczeniu liści w mokrym czajniku, wydobył się z nich niesamowicie owocowy aromat. Kojarzył mi się wręcz ze słodkim wiśniowym deserem, doprawdy zachęcający.

 

Sam napar jednak, to już inna para kaloszy, zaskakuje pierwszy łyk który jest przyjemnie owocowy, jednak już po kilku sekundach na języku pozostaje nieciekawy gorzkawy smak. 
Tu warto zaznaczyć, że jak na białą herbatę, zastosowałam bardzo zachowawcze parzenie - 80 stopni C i zaledwie 2 minuty przy pierwszym naparze (w przypadku chińskiej bai mu dan, można spokojnie parzyć minutę więcej)






Przy drugim i trzecim naparze, zwiększałam czas parzenia o jedną minutę, napar w ogóle się nie zmienił - zachęcający pierwszy łyk i rozczarowanie.
Bardzo chciałabym napić się tej herbaty świeżo po zbiorach z ładnymi niepołamanymi liśćmi, bo jestem wręcz pewna, że doznania były by świetne.
Co do samej nazwy, to nie widzę żadnego powiązania w smaku do chińskiej bai mu dan. Kiedy trochę pogrzebałam w internecie, natrafiłam na sporą ilość niemieckich dystrybutorów tej herbaty. Co daje mi jasną wskazówkę, że nazwa została dodana gdzieś po drodze. Ma tworzyć marketingowe podobieństwo jak sądzę, chociaż osobiście uważam to za wielki błąd.
Mogę jedynie gdybać, ale wydaje mi się, po tym wszystkim co przeczytałam o kenijskich plantacjach herbacianych, że im bardzo zależy, na jakości herbaty którą oferują. Może warto było by podejść do tematu poważnie i zauważyć w nich światowych producentów dobrej herbaty?


4 komentarze:

  1. Witaj! Herbatka z pewnością jest ciekawym doświadczeniem. Poszukam jej gdzieś u siebie, gdyż bardzo zachęcił mnie ten aromat owocowy na początku degustacji. A jakie są koszta tej herbaty? Zachęcające do jej wypróbowania? :) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętam dokładnie, ale gdzieś w okolicy 30 zł za 100 gramów. Jak będziesz kupował, to zwróć uwagę na stan liści, czy są połamane. Jest możliwe, że da się kupić tą herbatę z mniej połamanymi liśćmi :)

      Usuń
  2. Herbata zielona z Kenii, którą piłam i bardzo mi przypadła do gustu: http://slubnaherbata.blogspot.com/2014/03/serce-afryki.html (aczkolwiek listki także były połamane...)
    Przygotowując tamten post, dużo czytałam o uprawie herbaty w tamtym kraju, dość sporej w skali świata. Myślę, że tych herbat będzie na rynku coraz więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby było ich więcej, ale świadomie i celowo :) To znaczy mam nadzieję, że fachowo do tematu podejdą hurtownicy, bo od nich też wiele zależy.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...