Kiedy pierwszy raz spróbowałam białej herbaty z Afryki, rozbudziła moją ciekawość. Nie ze względu na swój smak, ale miejsce pochodzenia. Herbaty z Afryki, nie są nam tak znane jak herbaty z Azji i myślę, że jest to mocno powiązane wiekiem znajdujących się tam herbacianych upraw.
Powstanie plantacji w Malawi - Satemwa, skąd pochodzi degustowana przeze mnie dziś herbata Zomba Pearls, jest datowane na rok 1923.
Zawsze kiedy kupuję herbatę po raz pierwszy szukam możliwie jak najwięcej informacji o niej. To pomaga przy degustacji. Tym razem udało mi się na stronie producenta znaleźć nawet informacje o parzeniu, która mogła być kluczowa w końcowym odbiorze tej herbaty.
Wyczytałam, że herbata przy długich naparach w twardej wodzie może zrobić się gorzka. W związku z tym sugerują krótkie napary w stylu gong fu. Istotne prawda? Szczególnie gdy na co dzień ma się do czynienia z twardą wodą.
Oczywiście nie była bym sobą gdybym nie planowała innych sposobów zaparzenia tej herbaty, jednak z wami chciałam podzielić się sposobem sugerowanym przez specjalistów.
Dobór naczynia w którym postanowiłam zaparzyć Zomba Pearls, nie był w żadnym wypadku przypadkowy. Przy tak kunsztownie zwiniętej herbacie, nie sposób odmówić sobie podziwiania rozwijających się liści przy kolejnych naparach.
Parzenie zaczęłam od 15 sekund, można powiedzieć, że było to bardziej obudzenie liści niż faktycznie pierwszy napar. Był on bardzo delikatny w smaku, ale już zachęcająco aromatyczny.
Drugie parzenie około 40 sekundowe, to już poezja. Wyraźny aromat cytryny, połączony z niesamowicie kremowym i lekko oleistym smakiem. Prawdziwa harmonia smaku i aromatu.
Kolejne parzenia wydłużałam i cieszyłam się nieustannie wyrazistym smakiem i aromatem.
Jestem pod ogromnym wrażeniem na jak wiele parzeń pozwoliła mi ta herbata. Przy piątym miałam jeszcze nie do końca rozwinięte liście, jednak ze względu na słabnący smak, postanowiłam zrobić ostatnie już 5 minutowe parzenie, aby nie zatrzeć sobie wspaniałego smaku herbaty zbytnią chciwością.
Na koniec - nierozwinięty pąk i dwa listki, wspaniałe świadectwo jakości.
Bardzo ciekawa herbata. A co najważniejsze, to to, że jej listki są prześliczne, i kunsztownie zwinięte w perełki. A po zaparzeniu, rzeczywiście ukazują swoją klasę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCiekawie zapowiadająca się herbata. Całkiem sporo parzeń jak na białą herbatę.
OdpowiedzUsuńRozwinięte liście robią świetne wrażenie! A jak smakowało to ostatnie, długie parzenie?
OdpowiedzUsuńOstatnie, jak to ostatnie parzenie, czujesz, że to już końcówka tego co ta herbata może Ci zaoferować. Delikatny smak i aromat ;)
UsuńNo to trzeba kupić i spróbować.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, oglądając zdjęcia zaczynam nie tylko próbować wyobrażać sobie smak, zaczynam też podziwiać artyzm samych herbacianych listków. Zwłaszcza jak są w tak pięknej oprawie!
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji... nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Jeśli masz ochotę wziąć udział w zabawie to serdecznie zapraszam: http://www.denimix.pl/2014/10/liebster-blog-award/. Jeśli nie, nominacja i tak będzie. :)