Ścieżką herbaty z Czajownią - Sri Lanka 2015.
Sri Lanka, dzień pierwszy. Siedzimy w autobusie do Colombo, ale zaraz co my robimy w autobusie? No cóż, przyjechałyśmy o dzień za wcześnie. Poskutkowało to dogłębnym poznaniem transportu miejskiego na Sri Lance. I było to świetne przeżycie.
Jedno słowo - klakson. Używa się go tu bardzo często, trąbi każdy.
Nie zagłębiając się w to czemu za wcześnie przyleciałyśmy na Sri Lankę, musiałyśmy dostać się do hotelu w Negombo, gdzie jak okazało się przyjdzie nam spędzić noc. Okazało się to niestety odrobinę za późno, gdyż siedziałyśmy już w autobusie jadącym do Colombo z ... no właśnie Negombo. Nieświadomie opuściłyśmy miejsce w którym miałyśmy zostać. Podróż w pierwszą stronę trwała krótko, niecałe 30 min. Stwierdziłyśmy, że to nic takiego ale droga powrotna to już inna para kaloszy - między tymi miastami jest kilka tras (tego samego numeru autobusu) i wracałyśmy grubo ponad godzinę. To był bardzo interesujący powrót. Autobus na przystankach się prawie nie zatrzymywał, bardziej zwalniał. Ludzie wsiadali i wysiadali w biegu. My z ogromnymi walizkami w bagażniku, raczej nie mogłyśmy opuścić autobusu w biegu. Kiedy stwierdziłyśmy, że wysiadamy, kierowca wiedział gdzie się zatrzymać (bo my nie miałyśmy pojęcia) odstawił nas przy kierowcach tuc-tuc'ów. I tak o to przesiadłyśmy się do najbardziej kultowego pojazdu na Sri Lance.
Po okazaniu kierowcy nazwy hotelu, sprawnie dowiózł nas w odpowiednie miejsce.
Nasze ulubione słowa po dzisiejszym dniu, to:
-Cześć
-Jak się masz?
- na długo zostajesz?
-skąd pochodzisz?
Pytał nas o to co drugi Lankijczyk.
Dobranoc, u nas wybiła 23. Jutro rozpoczynamy ekspedycje herbacianą.
:)
OdpowiedzUsuńMam małą prośbę, przywieziesz mi otwieracz do butelek ze Sri Lanki ? ;)
OdpowiedzUsuńOt takie moje dziwactwo kolekcjoneskie ;)