Po przyjeździe do Hikkaduwy, dużo spacerowałyśmy. Szukając sympatycznego miejsca na obiad, trafiłyśmy do "Starfish Sea Food". Zdecydowałyśmy się na nie głównie z powodu napisu "Free WiFi".
Menu proste, jedzenie przystępne cenowo. Zamówiłyśmy ryż z warzywami i jajkiem.
Obiad był przepyszny, lekki i sympatyczny dla naszych nieprzystosowanych jeszcze żołądków.
Okazało się, że Pan właściciel nie tylko wie gdzie leży Polska, ale i tam był. W Łodzi w 1979 roku. Opowiadał nam jak pił wódkę i piwo, pamiętał nawet nazwiska kilku profesorów, to było niesamowite.
Pochwalił się nam słowami jakie znał po polsku i znalazło się w śród nich słowo herbata!
Po tej przyjemnej rozmowie, dostałyśmy księgę gości aby się wpisać. Przedstawiała ona dzieje restauracji przed i po tsunami w 2004 roku. Zdjęcia przyprawiały o gęsią skórę, tsunami dokonało ogromnych zniszczeń. Jednak restauracje udało się otworzyć ponownie, a czytając wpisy z księgi gości, uważam, że to cudowne, że takie miejsce jest w Hikkaduwie i że do niego trafiłyśmy.
Po kolacji poszłyśmy podziwiać zachód słońca, które bardzo szybko znika za horyzontem.
Joanna, kiedy beda nowe wpisy? Wszystko w porzadku z podroza? Cos dawno nie bylo zadnych nowych...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jarek
Cześć, wszystko w porządku tylko czasu brak. Dziś powinnam skończyć wpis o całej podróży, i zabieram się za opisywanie zakupionych tam herbat :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Juz mialem czarne mysli - o tygrysach tamilskich...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Jarek