To nie tak prosty wybór, nie z taką ilością herbat jakie mam, no i przecież to gramatyka!
Zastanowiłam się nad tym, co mnie wycisza i odpowiedź była oczywista - sheng pu erh.

Z gustem Wojtka to jest tak, że jest bardzo podobny do mojego, w kwestii herbacianej oczywiście.
Tak więc, kupuje od niego herbaty, nie czytając nawet ich opisu. Nie żeby było to objawem ignorancji, nic z tych rzeczy. To jest po prostu tak, że daje herbacie się uwieść smakiem i aromatem, kiedy więc źródło jest pewne, lubię to zaskoczenie przy degustacji.
Później dopiero, włączam sobie stronę thetea.pl i porównuje doznania z opisem, co bywa bardzo interesującym doświadczeniem.
Co do herbaty, to wybór oczywiście trafiony. Nie mogło być inaczej, zawsze kiedy piję sheng pu erh, to czuje się tak jak by czas zatrzymał się w miejscu. Jest to o tyle intrygujące, że ten gatunek w Polsce ma więcej przeciwników niż zwolenników. Nie rzuca na kolana jak fenix czy sencha, jednak dla mnie ten charakterystycznie goryczkowaty smak z owocową nuta jest jakoś tak po prostu trafiony.
Pasha sheng pu erh to herbata rzekłabym niezwykła. Bardzo subtelna, lekko słodkawa z wyczuwalnym ziołowo- kwiatowym aromatem, idealna.
Herbaty sheng pu-erh muszą mieć coś w sobie to coś... jednak ta mniejsza część polskiego społeczeństwa nie może się mylić. :)
OdpowiedzUsuńI życzę jeszcze miłej i owocnej nauki! Niestety nie mam do tego języka daru... ;)
No wreszcie !
OdpowiedzUsuńTo była jedna z moich ulubionych herbat tego lata! Kupiłem od Wojtka na Święcie Herbaty 50 gramów - świetnie orzeźwiała w parne letnie wieczory.
OdpowiedzUsuńChyba trafiłam na blog herbacianego smakosza :) też lubię herbaty, a tej o której mówisz nigdy nie próbowałam.
OdpowiedzUsuńGdzie kupić taki surowy czajniczek? Adam
OdpowiedzUsuń