Herbata w jego rodzinie jest od trzech pokoleń. Dorastał otoczony krzewami herbaty, patrzył jak jego dziadkowie i rodzice ciężko pracują produkując zieloną herbatę.
Całkowicie naturalne było dla niego również to, że podczas zbiorów on i jego rodzeństwo zawsze pomagali na farmie. Tu koniecznie trzeba zaznaczyć, że Prefektura Shizuoka to niemalże herbaciana stolica Japonii. Produkuje się tu głównie herbatę sencha gdzie proces oksydacji (najprościej ujmując proces dzięki któremu herbata pozostaje zieloną herbatą) zatrzymuje się parą wodną. Wyprodukowana tym sposobem herbata ma delikatne zielone listki w kształcie igiełek i bardzo wyrazisty trawiasty aromat o lekko słonawym posmaku.
W wieku 16 lat spojrzenie na herbatę Pana Shibamoto uległo zmianie. Stało się to kiedy poznał Pana Seiji Ogawa, mistrza Aoyanagi Kamairicha. Od tego czasu zainteresował się tym szczególnym sposobem produkcji herbaty, który polega na zatrzymywaniu oksydacji za pomocą podprażania liści w ogromnej metalowej misie.
Dzięki uprzejmości Czajownii, oraz Sushi Corner, pierwszego sierpnia miałam możliwość Poznać Pana Toshifumi Shibamoto, który w towarzystwie swoich herbat oraz Sayamy Roberta Tomczyka zawitał do Wrocławia.
To spotkanie wywarło na mnie ogromne wrażenie. W zasadzie, od kiedy tylko zaczęłam się interesować herbatą chciałam porozmawiać z kimś takim. Z kimś kto produkuje herbatę z pasją, eksperymentuje i odkrywa nowe nieznane smaki i aromaty.
Podczas spotkania dowiedzieliśmy się od Roberta, że inspiracją dla Pana Toshifumi jest Tajwan, co było wyczuwalne podczas degustacji herbat oolong.
Łącznie zdegustowaliśmy pięć herbat. Dwie z nich były szczególne, ponieważ ich krzewy tych są nawożone odchodami kozy! Zielona Kotteriaji o złożonym smaku oraz oolong Kaoribi o stonowanym prostolinijnym smaku i aromacie.
Próbowaliśmy też herbatę oolong produkowaną z krzewów benifuuki, z których głównie produkuje się herbatę czarną. Oolong ten miał znacznie ciemniejsze liście i był zdecydowanie bardziej charakterny od poprzednich herbat. Podczas degustacji zasugerowałam, że można by pewnie ciekawe efekty uzyskać z tej herbaty, zaparzonej chińską metodą gong fu cha. Tak jak w zrobiłam to w zeszłym roku, kiedy przypadkiem podczas święta herbaty w Cieszynie trafiła w moje ręce czarna herbata od tegoż to Pana. Wtedy wydarzyło się coś magicznego, bo zostałam poproszona o przygotowanie tej herbaty w taki sposób. Początkowo sądziłam, że Robert sobie żartuje, ale po chwili zrozumiałam, że naprawdę mam przygotować tu i teraz herbatę u boku człowieka który ją wyprodukował.
Starałam się zachować jak największy wewnętrzny spokój, tak aby przygotowany przeze mnie napar faktycznie wyciągnął coś nowego z tej herbaty, bardzo mi zależało żeby tego nie zepsuć.
Piliśmy maksymalnie świeżą japońską wersję Oriental Beauty! Tak, dokładnie tak. To było coś więcej niż niezwykłe. Została wyprodukowana jakiś tydzień przed tym jak jej degustowaliśmy no i była po prostu fenomenalna. Z ręką na sercu przyznaje, że nie pamiętam kiedy piłam tak dobrą baihao oolong.
Zapraszam do śledzenia na bieżąco fanpage na facebooku:
https://www.facebook.com/joannabozekoherbacie/
Oraz Instagrama:
https://www.instagram.com/joanna_bozek/
Jak raz zaparzyłem wczoraj (w końcu) oolonga Kaoribi. I zdecydowanie wyczuwalny jest w nim Tajwan - coś niesamowitego :) Przepyszna herbata!
OdpowiedzUsuńP.S. Czekam oczywiście na wrażenia z tych trzech herbat :)
Też go wczoraj piłam :) Zdecydowanie coś więcej o nim napiszę :)
UsuńSuper !!! Takie spotkanie i parzenie to musi być coś....gratuluje
OdpowiedzUsuńDzięki, tak to jest coś, takie spotkanie :) Uśmiech nie schodzi długo z twarzy :)
Usuń